Marcin
Jendrzejczak w tekście „Złote
czasy standardu złota”, posiłkując się dokonaniami
ekonomistów szkoły austriackiej w dziedzinie teorii pieniądza i
cykli koniunkturalnych, przedstawia interpretację dziejów bardziej
przychylną standardowi złota niż mamy w zwyczaju słyszeć. Z
uwagi jednak na to, że zarówno standard złota i jak faza depresji
cyklu zazwyczaj pociągają za sobą zjawisko deflacji, warto
przyjrzeć się temu zagadnieniu nieco bliżej.
Deflacja może być definiowana na kilka sposobów, co czasem powoduje zamieszanie. Czy deflacją jest spadek podaży pieniądza, czy też wzrost jego siły nabywczej? Oba terminy niekoniecznie muszą oznaczać to samo. Możemy więc mówić o deflacji cenowej i podażowej. Deflacja podażowa to po prostu spadek ilości pieniądza, a deflacja cenowa to wzrost siły nabywczej pieniądza, który może mieć swoje przyczyny w kurczeniu się podaży pieniądza, wzroście popytu na pieniądz, pojawieniu się większej ilości dóbr i usług na rynku (co także związane jest ze wzrostem popytu na pieniądz, ale po stronie sprzedawców oferowanych dóbr i usług). Każda z tych przyczyn, w pozostałych warunkach niezmienionych, skutkuje spadkiem cen. W niektórych sytuacjach dwie lub więcej mogą nakładać się na siebie i potęgować zjawisko rosnącej wartości pieniądza.
Autor
rozpoczyna analizę deflacji od ostatniej wymienionej przeze mnie
sytuacji. W XIX wieku produkowano coraz więcej dóbr, a produkcja
pieniądza nie nadążała za wzrostem produktywności. Z tego powodu
przedsiębiorcy zmuszeni byli obniżać ceny swoich produktów, by
znaleźć na nich nabywców. Słusznie zauważa, że to dzięki
standardowi złota podaż pieniądza rosła stosunkowo powoli,
ponieważ wydobycie kruszcu jest bardziej problematycznie i
czasochłonne niż produkcja pieniądza papierowego. Istnieje jednak
jeszcze jeden ważny powód, dla którego banki musiały
powstrzymywać się przed nadmierną kreacją pieniądza w reżimie
standardu złota, nawet jeśli nie były zobowiązane do utrzymywania
stuprocentowych rezerw (tj. mogły wydawać banknoty opiewające na
sumę większą niż faktyczne rezerwy złota). Tym powodem był
odpływ złota za granicę. Dzięki szkole obiegu pieniężnego
wiemy, co działo się, gdy banki w jednym kraju rozpoczynały
ekspansję kredytu: nowy pieniądz najpierw trafiał do obiegu
krajowego, powodując, że ceny w kraju rosły. W obliczu szybko
rosnących cen krajowych, produkty zagraniczne wydają się coraz
bardziej zachęcające. Następnym krokiem był więc masowy import,
w wyniku którego inflacyjne banknoty dostawały się w ręce
zagranicznych banków, które z kolei domagały się w zamian złota
trzymanego jako rezerwy w bankach, które rozpoczęły kreację
kredytu. Efektem był odpływ złota z kraju pozwalającego sobie na
boom kredytowy do kraju, gdzie banki były bardziej powściągliwe.
Odpływ z kolei zmuszał banki do wstrzymania nadmiernego
kredytowania i sytuacja powoli zaczynała wracać do normy. Ponadto,
spadek ilości złota w kraju przekładał się na spadek cen i
pensji, dzięki czemu napływały inwestycje, a produkty tego państwa
znowu zaczynały być konkurencyjne na rynku międzynarodowym.
Dlaczego
spadające ceny nie zdusiły biznesu? Według przeciwników standardu
złota, jego mniej więcej stała podaż i wynikające z tego
spadające ceny czynią produkcję nieopłacalną. Rothbard odpiera
ten argument w sposób następujący: to, co jest istotne dla
przedsiębiorcy to nie „ogólny” poziom cen, ale różnica
pomiędzy kosztami produkcji i przychodami. Koszty amortyzacji
kapitału (na przykład wymiana maszyn) nie są jednak „dane” z
góry; ich wartość zależy od popytu na nie i podaży. Popyt
zgłaszają przedsiębiorcy. Zadaniem przedsiębiorcy jest
przewidzieć przyszły stan rynku i antycypować przyszłe ceny;
jeśli przedsiębiorcy przewidują spadek cen towarów, które
produkują, to ich zadaniem jest doprowadzić do spadku cen
potrzebnych im czynników produkcji (zgodnie z austriacką analizą,
wartość dóbr wyższego rzędu wynika z ich przydatności do
produkcji dóbr niższego rzędu, a w końcu dóbr konsumpcyjnych. A
więc to dobra konsumpcyjne determinują wartość dóbr wyższego
rzędu, a nie odwrotnie1).
Przedsiębiorca, który będzie proponował za nie niższe ceny nie
zostanie przelicytowany przez konkurentów, ponieważ oni także
doświadczą spadku cen swoich produktów. W takim wypadku, mimo
spadających cen, dochodowość przedsięwzięcia pozostaje
zachowana.
Podobnym
zarzutem przeciwko deflacji, o którym wspomina Autor, ale niestety
nie odnosi się do niego, jest to, że rzekomo uderza ona w
dłużników. Rothbard podkreśla zdolność obu stron umowy do
negocjacji. Jeśli w standardzie złota deflacja jest wysoce
prawdopodobna, to kredytobiorcy mogą wziąć to pod uwagę podczas
negocjowania wysokości oprocentowania. Rothbard pisze, że jeśli
pożyczkodawcy i dłużnicy chcą zabezpieczyć się przed przyszłymi
zmianami siły nabywczej, to mogą bez trudu osiągnąć ten cel na
wolnym rynku. Gdy zawierają umowę, mogą uzgodnić, że wzrost
pożyczki będzie stanowiła suma pieniędzy skorygowana o pewien
ustalony wskaźnik zależny od zmian wartości pieniądza.2
Ponadto nawet jeśli taka forma zawierania umów nie upowszechniłaby
się i część przedsiębiorców ponosiłaby straty z tytułu źle
oszacowanej zmiany wartości pieniądza lub nawet zbankrutowałaby,
nie doprowadziłoby to do katastrofy. Rothbard zdroworozsądkowo
zauważa, że wierzyciele firmy są w takim samym stopniu jej
właścicielami jak udziałowcy, a więc przesunięcie zysku w
stronę kredytodawcy po prostu zmienia proporcje, wedle których
różni właściciele się nimi (zyskami) dzielą.3
W przypadku bankructwa kapitał zostanie przejęty przez wierzyciela,
który – jak już zauważyliśmy – może doprowadzić do spadku
cen czynników produkcji i zachować dochodowość przedsięwzięcia
lub zrestrukturyzować przedsiębiorstwo. Wg Philippa Bagusa
redystrybucja, którą pociąga za sobą deflacja, niekoniecznie musi
odbić się negatywnie na produkcji.4
Z inną
sytuacją mamy do czynienia podczas depresji i towarzyszącemu jej
deflacyjnemu kurczeniu się kredytu i spadku ilości pieniądza w
obiegu. Wyjaśnienie tego fenomenu należy zacząć od wytłumaczenia
genezy jego zjawiska. Deflacja w tym sensie (tj. deflacja podażowa)
jest zawsze poprzedzona polityką inflacyjną, polegającą na
ekspansji kredytowej. Powoduje to spadek stopy procentowej, co z
reguły zachęca przedsiębiorców do inwestycji, w wyniku czego
czynniki produkcji przenoszone są do innych zastosowań (obniżona stopa
procentowa oznacza niższe koszty przedsięwzięcia –
przedsiębiorcy są więc zachęcani do zaciągania kredytów, dzięki
którym mogą zapłacić na przykład pracownikom za porzucenie
obecnych stanowisk, bliższych produkcji dóbr konsumpcyjnych, by
pracowali w etapach bardziej od niej oddalonych, mimo że proporcje
konsumpcji/oszczędności wśród konsumentów wskazują, że powinni
oni pracować przy produkcji dóbr konsumpcyjnych, a nie przy
projektach takich, które zaowocują dopiero po pewnym czasie). To
przeniesienie nie ma jednak usprawiedliwienia w decyzjach
konsumentów. Nie powstrzymali się oni od konsumpcji (nie zwiększyli
oszczędności), nie oddali do banków części swoich pieniędzy i
tym samym nie wyrazili zgody na „uwolnienie” przenoszonych dóbr
kapitałowych z ich obecnych zastosowań. Inflacyjny boom jest więc
w rzeczywistości regresem – czynniki produkcji, które powinny
zaspokajać najpilniejsze potrzeby konsumentów, są angażowane do
zadań, w których gorzej spełniają swoją rolę. Gdyby konsumenci
uważali inaczej, sami zwiększyliby oszczędności kosztem bieżącej
konsumpcji i udostępniliby je przedsiębiorcom za pośrednictwem
systemu bankowego (wrażenie prosperity jest tylko złudzeniem;
rosnące płace i wartość kapitału wyrażona w inflacyjnej walucie
zafałszowują prawdę). Jednak w przeddzień kryzysu kredyt
potrzebny do wydłużenia struktury produkcji i przeniesienia tych
czynników nie bierze się z oszczędności, ale z produkcji środków
fiducjarnych. Złudzenie dobrobytu ma swoje źródło właśnie w
kredycie bez pokrycia. Nic więc dziwnego, że w końcu inwestycje
oparte na tych kruchych, fiducjarnych podstawach okazują się
nieopłacalne i część firm bankrutuje, nie mogąc uregulować
swoich zobowiązań względem banków (podczas Wielkiego Kryzysu
doszło nawet do tego, że wiele stanów przyjęło ustawy o
przymusowym moratorium na spłatę długów5).
Konsekwencją jest to, że część banków także bankrutuje, a
pozostałe dążą do zwiększenia swoich rezerw, by poprawić
płynność. Widać więc, że to nie standard złota przyczynia się
do tak rozumianej deflacji, ale inflacja (konkretnie: ekspansja
kredytowa) ją poprzedzająca. Mało tego: skoro boom jest regresem,
to depresję i deflację możemy uznać za krok naprzód. Podczas
depresji upadają przedsięwzięcia, w których czynniki produkcji
się marnowały6.
Spadające ceny pozwalają na opłacalne zaangażowanie ich w
przedsięwzięciach najbardziej pilnych z punktu widzenia konsumentów
(ceny minimalne mogą, z oczywistych względów, przeszkadzać temu
procesowi). Deflacja oczyszcza rynek i umożliwia dostosowanie
struktury produkcji do potrzeb konsumentów.
Podczas
depresji może też pojawić się zwiększony popyt na pieniądz, co
niesamowicie trwoży ekonomistów głównego nurtu. Zdaniem Rothbarda
oddziałuje to na gospodarkę pozytywnie, przyspieszając proces
spadku cen, a więc dostosowania. Zwiększając popyt na pieniądz,
potencjalni nabywcy dają do zrozumienia, że nie akceptują na tyle
wysokich cen. Przyspieszają więc ich spadek do oczekiwanego
poziomu, który według nich pozwoli na opłacalne wykorzystanie
oferowanych produktów. Nic dziwnego, że ludzie, widząc upadek
przedsiębiorstw i banków, chcą jak najszybciej wycofać swoje
złoto z depozytów – złoto, którego jest mniej niż banknotów
umożliwiających jego wypłatę. Pieniądz fiducjarny okazuje się
bezwartościowy. W konsekwencji banki pozbawiane są pieniądza
bazowego (złota), na podstawie którego można byłoby kreować
jeszcze większą ekspansję kredytową. Oznacza to, że standard
złota spełnia bardzo pożyteczną rolę podczas kryzysu:
uniemożliwia zbytnie przeciąganie go w czasie i również
przyspiesza dostosowanie. Takie rozwiązanie może wydawać się
drastyczne, pamiętajmy jednak, że nie ma sposobu, by uniknąć
ostatecznego załamania boomu wywołanego ekspansją kredytową.
Można jedynie spowodować, żeby kryzys nadszedł wcześniej,
wskutek dobrowolnego zaniechania dalszej ekspansji kredytowej, lub
później – jako całkowite załamanie systemu pieniężnego danego
kraju.7
Dociekliwy
czytelnik mógłby w tym miejscu dodać, że nawet ilość złota w
obiegu się zmienia – z powodu ciągłego wydobycia. Dlaczego więc
złoto miałoby być mniej niebezpieczne od umiarkowanej ekspansji?
Na to pytanie również znajdziemy odpowiedź u Misesa: (…)
tylko część dodatkowego złota natychmiast zwiększała jego podaż
na rynku kredytów. Większa jego część miała początkowo wpływ
na ceny towarów i płace, a na rynek kredytów zaczynała
oddziaływać w późniejszym okresie procesu inflacyjnego.8
Wnioski.
Austriacy są generalnie bardziej przychylnie nastawieni wobec deflacji niż ekonomiści głównego nurtu. Szczególnie interesujący pod względem obrony deflacji wydaje się być wkład Murraya Rothbarda. Aby prawidłowo ocenić rolę standardu złota i deflacji podczas kryzysu, należy najpierw uporać się z chaosem pojęciowym używanym do jego opisu. Ułatwia to znajomość austriackiej teorii cyklu koniunkturalnego Misesa-Hayeka. Dzięki niej wiemy, że boom prowadzi do zubożenia społeczeństwa, ponieważ jest to okres, podczas którego przedsiębiorcy lokują czynniki produkcji w zastosowaniach, które nie przynoszą możliwie największej satysfakcji konsumentom. Podczas trwania ekspansji, konsumenci nie mogą odwrócić tego procesu, bo tani kredyt daje przedsiębiorcom możliwość przelicytowania ich. Z pomocą konsumentom przychodzi dopiero koniec ekspansji, który odcina kredytobiorców od źródła taniego kredytu. Zaletą standardu złota jest to, że utrudnia zarówno rozpoczęcie jak i kontynuację ekspansji kredytowej. Warto też pamiętać, że z przedstawioną powyżej argumentacją niekoniecznie zgodzą się wszyscy austriacy (np. George Selgin, Lawrence H. White).
Łukasz Nieroda
1
Murray N. Rothbard, „Man, Economy and State, with Power and
Market”, Auburn (Alabama) 2009, s. 12.
2
Murray N. Rothbard, „Złoto, banki, ludzie – krótka historia
pieniądza”, tłum. W. Falkowski, Warszawa 2009, s. 55.
3
Murray N. Rothbard, „Wielki kryzys w Ameryce”, tłum. M.
Zieliński i W. Falkowski, Warszawa 2010, s. 41.
4
Philipp Bagus, „5 common errors about deflation”, s. 6,
http://www.philippbagus.com/sites/default/files/5%20common%20errors%20about%20deflation%20IHS.pdf
5
Murray N. Rothbard, „Wielki…”, op. cit., s. 267.
6
Jak zauważa Mises w „Ludzkim Działaniu” – niestety nie tylko
takie. Przedsiębiorstwa mające solidne podstawy, ale
potrzebujące kredytu, którego w fazie depresji brakuje, również
mogą upaść. Zob.: Ludwig von Mises, „Ludzkie Działanie”,
tłum. W. Falkowski, Warszawa 2007, s. 481.
7
Ibid., s. 485.
8
Ibid., s. 486.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz